Jak się lata klasą biznes w Dreamlinerze?
Zanim odpowiem na tytułowe pytanie zabiorę was do kabiny pilotów, abyśmy mogli się przekonać, czy faktycznie ten Dreamliner to takie skomputeryzowane cudo jak go reklamują. Na koniec tekstu pierwsze zdjęcia z miejsca, do którego doleciałem. Nie spodziewaliście się, że je wybiorę.
O Dreamlinerze opinię miałem już wyrobioną i wiedziałem, że to najlepszy samolot, jaki lata po tej planecie. Rok temu prywatnie leciałem nim do Nowego Jorku, testując klasę Premium. Tym razem otrzymałem zaproszenie od PLL LOT, aby przetestować klasę Biznes w ramach międzynarodowej akcji Boeinga „Fly The Dream„, w której udział weźmie 9 blogerów z różnych części świata. Mieliśmy do wyboru kilka miast, do których chcemy polecieć.
Ja wybrałem Toronto w Kanadzie. Tylko dlatego, że nikt o zdrowych zmysłach nie wybrałby Kanady. To był mój gest miłosierdzia.
Przy ubiegłorocznym tekście przekonałem się, jaki wpływ na opinię przeciętnych ludzi mają media, które z Dreamlinera urządziły sobie chłopca do bicia i do dziś z najmniejszego opóźnienia czy usterki robią newsa dnia. Powstał mit o awaryjności tego modelu i często można usłyszeć komentarz w rodzaju „co z tego, że taki wspaniały, skoro nie lata?”. Sprawdziłem to. Dreamlinery od swojego debiutu dwa lata temu wykonały 91 tysięcy lotów.
Trochę dużo jak na coś, co nie lata.
Klasą biznes leciałem dotąd tylko dwa razy. Za pierwszym razem byłem zawiedziony. Wracałem z NYC – jak to określił jeden z czytelników „portugalskim autokarem” Boeingiem 763 – i prawie wszystko mi się nie podobało. Samolot wydawał się stary, miejsca było mało, jedzenie poniżej normy.
Dużo lepiej, a właściwie to bardzo dobrze było trzy miesiące temu, kiedy załapałem się na tę klasę w locie powrotnym z Dubaju Airbusem A330-200 (linie Emirates). Zachwalałem klimat ekskluzywności i obsługę, sprawiającą wrażenie, jakby ich praca była rajem na ziemi, ale mimo to dodałem:
Niestety Airbus A330 przy porównaniu z Dreamlinerem, wypada blado. Jak Maluch przy Mercedesie.
To była krzywdząca opinia, bo żadne porównanie starego modelu z nowym nie mogłoby wyjść na korzyść starego, ale myślę, że jeszcze będę miał okazję przetestować parę modeli samolotów różnych firm. Dziś Business Class w Dreamlinerze i od razu zarzucę spoilerem: to był najbardziej komfortowy lot w moim życiu.
Kabina pilotów w Dreamliner
Business Class w Dreamliner
Czym różni się Business Class od Economy?
Lista zalet lotu klasą biznes zaczyna już w domu, bo możesz spakować dwie wielkie 30-kilogramowe walizki, a do tego mieć dwa bagaże podręczne, ale ja z tej opcji nie skorzystałem, bo leciałem tylko na kilka dni.
Dla mnie najważniejsze zalety zaczęły się na lotnisku, kiedy mogłem ominąć długą (a była naprawdę długa) kolejkę do odprawy, a potem ominąć jeszcze dłuższą kolejkę do kontroli bagażu. Lecący w klasie biznes mają osobne stanowiska i bramki. Jako że przyjechałem dosyć późno (na godzinę przed odlotem), nie miałem okazji sprawdzić Business Lounge, czyli saloniku, w którym można posilić się i wygodnie poczekać na samolot, jednakże jest to także ważna zaleta, o czym dwukrotnie przekonałem się w ubiegłym roku.
Pomniejszą zaletą jest możliwość wejścia na pokład w pierwszej kolejności i opuszczenia go w pierwszej grupie. Także jako ciekawostkę i niekonieczny dodatek do luksusu traktuję oznaczanie bagażu jako priorytetowego. On niby wyskakuje na taśmę jako pierwszy, ale umówmy się – parę minut różnicy czekania na walizkę nikomu różnicy nie robi. A może po prostu jeszcze nie jestem tak rozpieszczony? Zobaczymy za kilka lat.
O wygodzie podróżowania przekonują zdjęcia widoczne w tym tekście. Z fotelem można robić różne cuda i ustawiać go wedle własnych upodobań od zagłówka po podnóżek. Zbawienne na długich trasach są wejścia na USB i gniazdko elektryczne. Można także korzystać z oferty filmów, książek i muzyki, ale to jest zaleta chyba tylko dla osób, które nie latają z laptopami i tabletami. Kiedyś to była frajda oglądać filmy w samolocie, ale dziś to bardziej ciekawostka niż atut.
Jednym z większych zaskoczeń, o czym zresztą nie wiedziałem, była osobna obsługa, zajmująca się wyłącznie pasażerami klasy biznes. Wydawało mi się, że personel zawsze jest jeden i po prostu „biznesowych” obsługuje w pierwszej kolejności.
Są przy tym bardzo mili i tacy swojscy. Ich praca nie sprowadza się do wymuszonego uśmiechu. Nie dystansują się, nie zachowują jakby pracowali wedle ustalonego schematu. Co jakiś czas zajrzą do ciebie, chwilę porozmawiają, coś tam opowiedzą, zawsze czujnie patrzą, czy niczego ci nie brakuje. Miałem wrażenie, jakby dla nich wszystkich to był pierwszy lot, a nie któryś tam z kolei.
I wreszcie jedzenie, co oczywiste, także jest inne niż w klasie ekonomicznej i co jeszcze bardziej oczywiste – pod każdym względem lepsze. Wzbraniam się przed zachwycaniem wyżywieniem, bo nie chcę być jednym z tych, co to wybierają linie lotnicze tylko dlatego, że dostaną w gratisie większego wafelka (a są i tacy, dla których darmowy poczęstunek ciachem jest największą zaletą lotu daną linią). Oczywiście było bez zarzutu, zresztą na zdjęciach widać, że tam jest jakiś pomysł i menu jest przemyślanie układane. O wiele większą zaletą niż dobra kuchnia, była dla mnie możliwość zamawiania wszystkiego co się chciało bez oporu – łącznie ze wszystkimi dostępnymi napojami alkoholowymi. Z tego ostatniego skorzystałem w nadmiarze, ale tylko po to, by robić zdjęcia. Przemiła stewardesa(niestety nie zapamiętałem imienia) sama przynosiła mi butelki, które uznawała, że lepiej nadadzą się do fotek. No w takich warunkach to ja mogę pracować.
Nie ma dobrej recenzji bez wytknięcia wad, co zrobiłbym z największą przyjemnością, ale jest z tym ciężko. Już rok temu miałem z tym problem. LOT ma pomysł na Dreamlinera i na każdym kroku widać, że dla nich to jest coś w rodzaju flagowego produktu. Dopracowanego w każdym detalu. Nic dziwnego, że inne linie wypadają przy nich blado, skoro latają starszymi modelami. Z pewnością można wytknąć ceny, bo one są kilkukrotnie wyższe od klasy ekonomicznej, ale to tak jakby zarzucać Ferrari, że jest droższe od BMW. Bez cienia wątpliwości największą wadą większości linii lotniczych jest brak WIFI i wdrożenie internetu na pokłady samolotów powinno być dla LOT priorytetem.
Chciałbym też mieć basen i saunę na pokładzie.
Kanada
Szczęśliwie dolecieliśmy do Toronto. Podoba mi się tu. Jest tak, jak się spodziewałem.